Niepełnosprawnik po Warszawie
Autor: Paulina Capała. Fot.: www.sxc.hu, Źródło: NGO.pl
Wystarczy miarka i poziomica. Pomiary nie są skomplikowane. Studenci podczas specjalnego szkolenia uczą się, jak postrzegać i badać przestrzeń pod kątem dostępności dla osób niepełnosprawnych. Wizycie w każdej opisywanej placówce towarzyszy kwestionariusz, ale większość pomiarów opiera się na wrażliwości pomiarowców. Zebrane i przetworzone dane tworzą później internetową bazę www.mobidat.pl - czyli Niepelnosprawnik po Warszawie.
Warszawa. Fot.: www.sxc.huPaulina Capała: Jesteśmy już w miarę oswojeni z myślą, że poruszanie się po mieście jest wyzwaniem dla osób niepełnosprawnych ruchowo. Część placówek dostosowuje się do ich potrzeb. Wy badacie również udogodnienia niezbędne dla innych typów niepełnosprawności na przykład intelektualnej? Na co w przypadku tej grupy warto zwrócić uwagę?
Małgorzata Peretiatkowicz (Fundacja TUS): - Najważniejsze dla nich udogodnienia, które powinny mieć placówki to pomoc pracujących tam osób, a także informacja obrazkowa, bo nie wszystkie osoby przyswajają tekst pisany. Warto patrzeć w tej sytuacji na dzieci - obrazki, proste, graficzne komunikaty są bardzo pomocne.
Lobbujecie na rzecz wprowadzenia zmian w sferze informacji wizualnej?
Z założenia nie możemy wykorzystywać zebranych w ramach projektu danych do jakiegokolwiek lobbingu. Oczywiście nie zmienia to faktu, że możemy zabrać głos w debacie dotyczącej na przykład dostosowywania metra. Po prostu mamy do tego odpowiednią wiedzę i informacje. Instytucje samodzielnie korzystają z naszej bazy i tak na przykład Urząd Dzielnicy Śródmieście poprawił pochylnię dla petentów poruszających się na wózku, bo według naszych obliczeń była zbyt stroma. Wiele z instytucji, które zbadaliśmy interesuje się wynikami pomiarów i później nas pyta, co należałoby poprawić. Mam nadzieję, że baza się rozrośnie i pozwoli na tworzenie statystyk dostępności a urzędnicy będą mogli ją wykorzystywać jeszcze lepiej. Jeśli chodzi o Śródmieście, to muszę powiedzieć, że dzielnica była zainteresowana tym, co stworzyliśmy. Szczególnie wynikami pomiaru budynków bezpośrednio jej podlegających, bo większość opisanych budynków to przecież siedziby firm prywatnych.
Czy mieliście jakiś system kwalifikujący miejsce do pomiaru?
Studenci, który dokonują pomiarów dostają rewir - czyli obszar do zbadania wyznaczony konkretnymi ulicami i po nim się poruszają. To oni biorą na siebie ciężar dostania się do różnych miejsc. Zdarza się też tak, że wymagane jest specjalne zezwolenie, wtedy wszelkie formalności bierzemy na siebie. Założenie projektu jest proste: badamy możliwie wszystko. Podczas zeszłej edycji okazało się, że zdobycie zgody na pomiar kościoła jest jednym z większych wyzwań. Na szczęście i to okazało się możliwe do wykonania. Mierzymy wszystko, bo jesteśmy przekonani, że osoba niepełnosprawna ma prawo bez przeszkód wejść do banku, na pocztę, do urzędu, kościoła, czy restauracji.
Budynki użyteczności publicznej są lepiej do tego przystosowane?
Mogłoby się tak wydawać. Problem polega jednak na tym, że wiele na przykład urzędów mieści się w budynkach zabytkowych, które podlegają konserwatorowi. To są budynki, które w momencie powstawania nie były zupełnie pomyślane, jako funkcjonalne i przyjazne ludziom o różnych typach niepełnosprawności. Teraz taka adaptacja jest niezwykle trudna, trzeba dbać o zachowanie charakteru budynku, co ogranicza pole manewru. Czasami jest też tak, że nie da się już zmienić tego, że klatka schodowa jest dla wózka po prostu zbyt wąska. Przykładem takiego budynku jest Urząd na Kujawskiej, tam poza wyjściem do petenta na podwórko nie wiele da się zrobić. Klatka jest tak wąska, że nie ma szans wybudować w niej windy. To nie jest problem tylko Warszawy, czy Polski. Na całym świecie toczy się dyskusja na ten temat. Co robić: zachowywać unikalny charakter zabytków architektury czy ingerować w jego spójność i w ten sposób ułatwiać życie niepełnosprawnym?
Warszawa się nad tym głowi? Są jakieś pomysły, jak rozwiązać ten problem?
W Polsce akurat się o tym nie rozmawia. Natomiast w Berlinie, z którego przywędrował do nas pomysł bazy Niepełnosprawnik dyskusja jest naprawdę żywa. Pamiętam przypadek dotyczący zabytkowych schodów w reprezentacyjnym budynku. Pytanie brzmiało: kłaść na schody odblaskowe kontrasty, i w ten sposób uniemożliwić niektórym grupom osób dostęp do środka czy nie? Jeżeli mówimy o dostosowaniu budynków warto zwrócić uwagę, że nie chodzi tu tylko o osoby niepełnosprawne, chodzi także o rodziców z małymi dziećmi w wózku, o osoby starsze, o osoby z ciężkim bagażem, albo o młode, zdrowe osoby, które akurat złamały nogę. Okazuje się, że w Warszawie możliwości korzystania z miasta w przypadku tych grup radykalnie się kurczą.
Rozumiem, że na podstawie pomiarów dotyczących Śródmieścia, możemy powiedzieć, że nie jesteśmy miastem wystarczająco otwartym.
Na podstawie zgromadzonych danych nie jesteśmy w stanie wysnuć takiej tezy. Przebadaliśmy do tej pory około 400 obiektów, to nadal nie jest próba reprezentatywna. W porównaniu jednak z przewodnikiem wydanym w 1999 roku - "Warszawa bez barier", który pokazywał miejsca na mapie miasta zupełnie niedostępne; widzę, że sytuacja się zmienia. Ulega poprawie. Proces zmiany jest niestety bardzo powolny i wymaga ogromnych funduszy. Całe niemal miasto zbudowane jest z jednym schodem wejściowym do lokalu, trudno to zmienić. Zmieniają się natomiast rozwiązania dotyczące poruszania się po chodnikach. Miasto w tym przypadku dostrzega potrzeby różnych grup niepełnosprawnych i stara się te potrzeby pogodzić i wyjść im na przeciw.
Bo czasami jest tak, że udogodnienia dla jednej grupy mogą być utrudnieniem dla innej...
Dokładnie. Stosunkowo wysokie krawężniki są świetne dla osób niewiedzących - zawsze im pomagały w przechodzeniu przez ulicę, ale później wprowadzono ułatwienia dla osób poruszających się na wózku - czyli tzw. zjazd. Ta zmiana od razu odbiła się na niewidomych, którzy nie wiedzieli gdzie kończy się chodnik, a zaczyna ulica. Dlatego wprowadzono kontrasty i odmienne faktury podłoża, które godzą interesy obu grup.
W Polsce takie rozwiązania to innowacje. Dlaczego proces dostosowywania przebiega u nas tak powoli. Przecież nie chodzi tylko o brak funduszy?
Po pierwsze ten proces zaczął się u nas stosunkowo niedawno. Po drugie warto zwrócić uwagę, że niepełnosprawni nie są w Polsce grupą społeczną o silniej pozycji. Nie są grupą zabiegającą o swoje prawa, nie są wystarczająco aktywni. W Niemczech osoby niepełnosprawne należą do klasy średniej, biorąc pod uwagę wskaźniki ekonomiczne. To sprawia, że są silną grupą nacisku. Mają pieniądze, są konsumentami. Mają swoje określone potrzeby. W Polsce większość osób niepełnosprawnych nigdy nie pójdzie do pracy. Żyją utrzymując się z niewielkich rent i dzięki wsparciu rodziny. Tak jak mówiłam wcześniej i nam zaczyna to doskwierać. Zaczynamy dostrzegać tą grupę społeczną i szukać sposobów na jej aktywizację.
Pamiętam w zeszłym roku dużą akcję w urzędach, w których pracownicy uczyli się migać...
Mam w związku z tym nadzieję, że w każdym urzędzie w Warszawie znajdzie się choć jedna osoba, która będzie mogła porozumieć się z petentem w języku migowym, jeśli zajdzie taka potrzeba. W Śródmieściu jest dwóch takich urzędników.
Przegrywamy z miastami Europy Zachodniej, w tym ze wspomnianym Berlinem na polu rozwiązań i ułatwień architektonicznych. Czy jest jakaś sfera, z której możemy być dumni? Jakie są nasze mocne strony w tej kwestii?
Wygrywamy na polu życzliwości. Bariery architektoniczne sprawiają, że musimy sobie radzić inaczej.
Berliński Niepełnosprawnik funkcjonuje od 16 lat i tam udało się opisać już niemal całe miasto. Wy jesteście prekursorami pokazywania Warszawy w ten sposób. Jesteście na początku drogi. Jakie po półtora roku działalności macie plany na przyszłość?
Skoro już mówimy o różnicach pomiędzy Warszawą i Berlinem, to warto wspomnieć, że my rozwijamy projekt siłą jednego etatu. W Berlinie jest ich kilkanaście. Tam to się nazywa "praca za 1 Euro". Do takiej użytecznie społecznie pracy są zobligowane osoby bezrobotne, które nie chcą stracić swojego zasiłku. Czyli taki człowiek dostaje zasiłek i dodatkowo 1 Euro za godzinę pracy. W Berlinie jest to pomyślane jako sposób na aktywizację zawodową. Osoba, która podejmuje taka pracę bierze udział w szeregu szkoleń i ma szansę podnieść swoje kwalifikacje. Bezrobotni uczą się obsługi komputera, języków, podstaw księgowości. W Berlinie na ulicę codziennie wychodzi kilkudziesięciu takich pomiarowców. W związku z tym to ma inny wymiar i skalę. My mamy odwrotną sytuację. Cierpimy na braki kadrowe. To, że ktoś wyjdzie na miasto wynika z jego dobrej woli. Mamy na szczęście tę przewagę, że ludzie, którzy idą mierzyć ulicę mają motywację i naprawdę chcą to robić. Martwi nas tylko to, że projekt wciąż nie ma stabilności. Jest projektem, a nie przedsięwzięciem.
Prowadzicie rozmowy z władzami miasta na temat unormowania tej sytuacji?
Odpowiedzią niech będzie fakt, że projekt w tym roku jest realizowany dzięki dotacji wygranej w konkursie ogłoszonym przez miasto. Działamy w systemie konkursowym.
Dzięki rocznej dotacji, jak rozumiem? Pytałam raczej o stabilizację i możliwość długofalowej współpracy.
Oczywiście bardzo byśmy chcieli. Prowadzimy na ten temat rozmowy, ale nic jeszcze nie możemy zadeklarować.
Wciąż badacie Śródmieście, ale jak rozumiem macie ambicje w przyszłości opisać całe miasto?
Marzenie jest takie: mamy rok 2012 i Niepełnosprawnik dla całej Warszawy. Bazę informacji, z której skorzystają nie tylko Polacy, ale też zagraniczni turyści. Może nas to dziwić, ale niepełnosprawni fani piłki nożnej z Berlina na pewno się do nas wybierają.
Obawiam się, że tacy turyści mogą się zdziwić. Warszawa to nie Berlin. Czy będą mieli jak dojechać na stadion?
Będzie to trudne. Mamy problem z transportem, z oznakowaniem miejsc, z dostępnością informacji na temat różnego rodzaju usprawnień - jeśli gdzieś już są...
Tak sobie teraz myślę, że źle zaprojektowana przestrzeń miejska jest ograniczeniem swobód obywatelskich.
No pewnie, że tak. Weźmy na przykład sytuację wyborów. Osoba niepełnosprawna musi być dużo bardziej zdeterminowana niż osoba pełnosprawna, żeby oddać głos. Co z niewidomymi? Dlaczego nie ma dla nich specjalnych kart do głosowania? Dlaczego ktoś "za nich" ma stawiać krzyżyk?!
Walka o równy dostęp i prawo do równego korzystania z przestrzeni publicznej, to także walka o usamodzielnienie niepełnosprawnych?
Tak, i dlatego jest to takie ważne.
Artykuł pochodzi z portalu NGO.pl
Artykuł można skomentować na naszym forum... (kliknij tu)