Prezydent zaskarżył do TK nowelę ordynacji wyborczej do PE
Lech Kaczyński zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego nowelę ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Zwrócił uwagę na zbyt późne uchwalenie jej. Nowela wprowadzała m.in. dwudniowe wybory i możliwość głosowania przez pełnomocnika (w przypadku osób starszych lub niepełnosprawnych).
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Lech Kaczyński
ZOBACZ TAKŻE
W uzasadnieniu wniosku prezydent zwraca uwagę, że eurowybory odbędą się w krajach UE w dniach 4-7 czerwca br. Jednocześnie - zgodnie z obowiązującą ordynacją wyborczą do Parlamentu Europejskiego - wybory te zarządza prezydent w drodze postanowienia, nie później niż na 90 dni przed dniem wyborów, czyli najpóźniej 9 marca.
Przy 14-dniowym vacatio legis noweli oznaczałoby to konieczność jej opublikowania w Dzienniku Ustaw nie później niż 22 lutego br. - czytamy we wniosku. Tymczasem - podkreślono w uzasadnieniu - zakwestionowana nowela została przekazana prezydentowi 18 lutego, a konstytucyjny - 21-dniowy - termin jej podpisania upływa 12 marca.
- Przyjętego sposobu tworzenia prawa wyborczego do Parlamentu Europejskiego w sytuacji, gdy wiąże się on z dokonaniem istotnych zmian, takich jak wprowadzenie głosowania, w ciągu dwóch dni, (...) wprowadzenie możliwości głosowania przez pełnomocnika nie mogę zaakceptować - napisał Lech Kaczyński w uzasadnieniu.
- Uwzględniając fakt, że termin przeprowadzenia wyborów do Parlamentu Europejskiego był powszechnie znany już w 2008 roku, obowiązkiem prawodawcy było takie dokonanie zmian, aby (...) zostały ogłoszone w Dzienniku Ustaw co najmniej kilka miesięcy przed podjęciem czynności wyborczych - czytamy w uzasadnieniu wniosku do TK.
Wybory odbędą się 7 czerwca
Decyzja prezydenta oznacza, że czerwcowe eurowybory odbędą się najprawdopodobniej według dotychczasowych przepisów, co oznacza, że głosowanie będzie jednodniowe.
Prezydent już zapowiedział, że postanowienie o terminie eurowyborów wyda 9 marca. We wszystkich krajach UE wybory muszą się odbyć między 4 a 7 czerwca 2009 roku. Zgodnie z nadal obowiązującymi przepisami ordynacji wyborczej do PE prezydent wyznacza datę wyborów w Polsce na dzień wolny od pracy w tym właśnie terminie, a zatem wszystko wskazuje na to, że wybory odbędą się w niedzielę 7 czerwca.
Komorowski: To nie jest dobra wiadomość
Według marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego wskutek decyzji prezydenta osoby chore i niedołężne zostaną w sposób skuteczny pozbawione możliwości głosowania. - To nie jest dobra wiadomość - stwierdził.
Marszałek ocenił, że prezydent mógł podpisać ustawę, która dawała możliwość głosowania przez pełnomocników. - Mógł podpisać tę ustawę, w której jest także przewidziane dwudniowe głosowanie, więc byłoby to działanie frekwencyjne, zachęcające większą liczbę ludzi do oddania głosu w czasie wyborów. Nie skorzystał z tej możliwości. Pan prezydent pewnie posiada jakieś wątpliwości dotyczące zapisów w nowelizowanej ustawie - powiedział marszałek Sejmu.
Wiadomość można skomentować na naszym forum (kliknij tu)
Opublikowane: 20.01.2009
Dobra wiadomość dla niepełnosprawnych korzystających z pomocy psa asystującego
Niebawem zaczną obowiązywać przepisy, które pozwolą osobom niepełnosprawnym, którym pomagają psy asystujące, na korzystanie z obiektów użyteczności publicznej, co do tej pory było praktycznie niemożliwe. Przepisy prawa zabraniały wprowadzania do wielu obiektów użyteczności publicznej wszystkich psów, również tych niosących pomoc niepełnosprawnym.
Niepełnosprawni korzystający z psów przewodników w życiu codziennym spotykali się z wieloma utrudnieniami. Przepisy prawa nie uwzględniały ich szczególnej sytuacji. Psy, które im pomagały, były traktowane jak wszystkie pozostałe psy. Osoby niepełnosprawne nie miały z nimi wstępu do sklepów, biur, sądów, szkół, placówek gastronomicznych itp. Tym samym nie mogły załatwić samodzielnie, bez pomocy innych, wielu spraw życia codziennego. Właściciele obiektów, którzy rozumiejąc sytuację osób niepełnosprawnych, wpuszczali je do swoich lokali, łamali prawo i byli narażeni na przykre konsekwencje.
Ta nieżyciowa sytuacja, która nie uwzględniała specyficznej sytuacji osób korzystających z psów asystujących, wkrótce ulegnie zmianie. Stanie się tak za sprawą ustawy z dnia 21 listopada 2008 r. o zmianie ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, ustawy o podatkach i opłatach lokalnych oraz ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia (Dz. U. z 2008 r. Nr 233, poz. 1463).
Według nowych przepisów osoba niepełnosprawna wraz z psem asystującym ma prawo wstępu do obiektów użyteczności publicznej, w szczególności do budynków i ich otoczenia przeznaczonych na potrzeby administracji publicznej, wymiaru sprawiedliwości, kultury, oświaty, szkolnictwa wyższego, nauki, opieki zdrowotnej, opieki społecznej i socjalnej, obsługi bankowej, handlu, gastronomii, usług, turystyki, sportu, obsługi pasażerów w transporcie kolejowym, drogowym, lotniczym, morskim lub wodnym śródlądowym, świadczenia usług pocztowych lub telekomunikacyjnych oraz innych ogólnodostępnych budynków przeznaczonych do wykonywania podobnych funkcji, w tym także budynków biurowych i socjalnych.
Osoba niepełnosprawna może też ze swoim psem korzystać ze środków transportu kolejowego, drogowego, lotniczego i wodnego oraz z innych środków komunikacji publicznej.
Aby osoba niepełnosprawna mogła korzystać ze swoich uprawnień, musi wyposażyć swojego psa asystującego w uprząż oraz posiadać certyfikat potwierdzający status psa asystującego i zaświadczenie o wykonaniu wymaganych szczepień weterynaryjnych. Po odbyciu odpowiedniego szkolenia otrzymuje się taki certyfikat od podmiotu, który prowadzi szkolenia dla psów asystujących i który wpisany jest do rejestru podmiotów uprawnionych do wydawania certyfikatów.
Osoba niepełnosprawna nie jest zobowiązana do zakładania psu asystującemu kagańca oraz prowadzenia go na smyczy.
Korzystanie z pomocy psa przewodnika przez osobę niepełnosprawną nie zwalnia jej jednak z odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez psa asystującego.
Nowe przepisy nakładają na podmioty, które działają na rynku spożywczym i prowadzą zakłady obrotu żywnością lub gastronomii, obowiązek uwzględnienia w procedurach dotyczących dobrej praktyki higienicznej oraz wdrażania i stosowania zasad systemu HACCP prawa wstępu i korzystania z tych zakładów przez osoby niepełnosprawne z psem asystującym w rozumieniu przepisów o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych.
Do dnia 30 czerwca 2010 r. osoby, którym pomagają ich psy asystujące, korzystają z uprawnień na podstawie dotychczas posiadanych dokumentów. Do tego czasu powinny uzyskać certyfikaty psów asystujących. Uzyskanie certyfikatu nie uszczupli kieszeni osób niepełnosprawnych, gdyż koszty wydania certyfikatu finansować będzie FRON na wniosek podmiotu uprawnionego do wydawania certyfikatów. Nowe przepisy będą obowiązywały od 19 czerwca 2009 r.
Łukasz Obra
Wiadomość można skomentować na forum (kliknij tu...)
Obama przeprasza za uwagi na temat niepełnosprawnych
PAP | dodane 2009-03-20 (21:51)
Prezydent USA Barack Obama przeprosił za swój niefortunny żart w popularnym programie rozrywkowym telewizji NBC, gdzie oświadczył, że grał w kręgle na poziomie "olimpiady dla niepełnosprawnych" - informuje stacja BBC.
Obama jako pierwszy prezydent USA w historii wystąpił w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego w programie prowadzonym przez znanego komika Jaya Leno, sypiąc dowcipami nie rzadziej niż gospodarz.
W pewnym momencie odniósł się do swojej szeroko relacjonowanej w mediach gry w kręgle podczas kampanii wyborczej w 2008 roku, kiedy to zdobył zaledwie 38 punktów. Później, jak powiedział, zdołał poprawić ten wynik do 129, ale wciąż był z tego niezadowolony. - Grałem jak na olimpiadzie dla niepełnosprawnych - powiedział.
Po programie prezydent zadzwonił do szefa olimpiady dla niepełnosprawnych Timothy'ego Shrivera z przeprosinami. - Powiedział, że nie chciał urazić niepełnosprawnej społeczności - oznajmił Shriver. Zdaniem Shrivera, nie należy jednak od razu przechodzić nad tą sprawą do porządku dziennego. -
Uważam, że to ważne, by zrozumieć, że słowa bolą i mają znaczenieTimothy Shriver, szef olimpiady dla niepełnosprawnych
Uważam, że to ważne, by zrozumieć, że słowa bolą i mają znaczenie - zaznaczył.
- A te słowa, które można w pewnym sensie uznać na poniżające lub lekceważące dla osób o szczególnych potrzebach, naprawdę ranią i wynikają ze stereotypów - dodał Shriver.
Rzecznik Obamy zapewnił później, ze prezydent uważa olimpiadę dla niepełnosprawnych za wspaniałe wydarzenie, które pozwala zabłysnąć osobom ułomnym z całego świata.
Schody bez platformy - Bielsko Biała... kliknij tu
Wiadomość można skomentować na naszym forum (kliknij tu)
2006-08-21 13:31:04
Zatrudnianie niepełnosprawnych nie będzie się opłacać?
Pracodawcy zatrudniający osoby niepełnosprawne krytykują zmiany w ustawie o zatrudnianiu tych osób.
Prezes Zarządu Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych uważa, że projekt nowelizacji pogorszy sytuację niepełnosprawnych na rynku pracy. Janusz Zając zwraca
Zając: Pracodawcy się zniechęcają uwagę na szczególnie niekorzystne, jego zdaniem, przepisy dotyczące finansowania składek na ubezpieczenie społeczne tych osób.
Projekt przewiduje, że składka płacona przez pracodawcę byłaby refinansowana co dwa miesiące, natomiast składka należna od pracownika zostałaby przerzucona na pracodawcę. Zdaniem prezesa Zająca, może to zachwiać płynność finansową firm zatrudniających osoby niepełnosprawne. Projektem zmian ma zająć się jutro sejmowa podkomisja stała do spraw osób niepełnosprawnych...
Wiadomość mozna komentować na naszym forum... Kliknij tu...
Radź sobie sam
Bezduszny ZUS do niewidomego
Słowa kluczowe: ZUS, niewidomy, bezduszność
26.03.2009, 01:11
Jesteś niewidomy, nic nie słyszysz? To nic, poradzisz sobie sam. Taki bezduszny wyrok usłyszał w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych Jan Nowakowski (58 l.) z Dobieszewka pod Kcynią (woj. kujawsko-pomorskie)
Urzędnicy odebrali mu dodatek opiekuńczy, dzięki któremu ktoś mógł bez przerwy nim się zajmować. Mężczyzna został pozostawiony sam sobie.
Trudno chyba wyobrazić sobie większą tragedię niż jednoczesna utrata wzroku i słuchu. Człowiek traci wtedy całkowicie kontakt ze światem. Bez pomocnej ręki nie jest w stanie się ubrać, zjeść ani wyjść z domu. Takie właśnie nieszczęście spotkało pana Jana Nowakowskiego, rolnika z małej wioski, wiele lat temu. Został uznany przez ZUS za inwalidę I grupy. Ma mizerną rentę – 560 zł, miał też opiekuńczy dodatek w wysokości 170 zł miesięcznie.
Niedawno jednak urzędnicy zaprosili mężczyznę na kontrolę stanu zdrowia. Czyżby myśleli, że wzrok i słuch mu powrócił?
– Nie. Było to konieczne po zmianie przepisów o orzekaniu stanu zdrowia – tłumaczy Alina Szałkowska z bydgoskiego oddziału ZUS. – Teraz nie ma już grup inwalidów. Biegli w każdym przypadku muszą po prostu na nowo ocenić stopień niezdolności do pracy i samodzielnej egzystencji.
W przypadku Jana Nowakowskiego uznali oni co prawda, że jest trwale niezdolny do pracy, ale zupełnie zdolny do samodzielnego życia! Zdecydowali więc, że trzeba mu zabrać dodatek na opiekę.
Rodzina pana Jana jest załamana. Mężczyzna nawet nie może ubrać się samodzielnie. Zawsze ktoś z rodziny musi pilnować, czy aby nie zakłada bluzki tyłem do przodu. Przy jedzeniu też pomaga albo żona Maria (53 l.), albo córka Agnieszka (22 l.). Tak jest bezpieczniej. Tym bardziej że Nowakowski nie jest w stanie usłyszeć ewentualnego zagrożenia, np kipiącego mleka, które zalewa właśnie palniki.
Gdy mieli zasiłek opiekuńczy, pani Maria mogła przynajmniej zrezygnować z części obowiązków w pracy na roli. A tak musi zostawiać go samego.
Werdykt ZUS zszokował środowiska niepełnosprawnych.
– Nie rozumiem tego orzeczenia – mówi Zbigniew Terpiłowski (60 l.), prezes Polskiego Związku Niewidomych w Bydgoszczy. – Osoba taka jak ten pan nie ma szans na samodzielną egzystencję.
Państwo Nowakowscy zaskarżyli postanowienie ZUS do sądu. Mają nadzieję, że jego decyzja będzie bardziej ludzka niż wyrok bezdusznych urzędników.
[Grzegorz Dudziński]
Wiadomość można skomentować na na naszym forum... (klilknij tu... )
Windy dla niepełnosprawnych to nie lada wydatek. Są we wszystkich nowych blokach. Ale dowożą tylko na pierwsze piętroAbsurdy Lublina: Windą ani rusz
Autor: Tomk Koryszko
Z platformy zamocowanej przy schodach ni ...
Prawie 40 tys. zł wydają spółdzielnie mieszkaniowe na platformy, które mają wozić niepełnosprawnych. Tyle, że z wind nikt nie może skorzystać, bo wciąż stoją zafoliowane.
Niektórzy nawet zastanawiają się jak ich się pozbyć.
- Tydzień temu przeszedłem skomplikowaną operację kolana. Zanim dotarłem pod drzwi mojego mieszkania upłynęło około 15 minut. Kilka schodów okazało się dla mnie barierą nie do pokonania – mówi pan Tomasz z os. Botanik. – Chciałem skorzystać z windy dla niepełnosprawnych, ale ciągle jest okręcona gąbką i folią. Nie działa, chociaż została zamontowana ponad rok temu – żali się mężczyzna.
Jak się okazuje, problem dotyczy większości lubelskich bloków, które powstały w ciągu ostatnich kilku lat.
– Takie windy to konieczność, nawet w budynkach, w których nie mieszka żaden niepełnosprawny – tłumaczy Lucjan Koper, zastępca prezesa spółdzielni mieszkaniowej „Felin”. Koszt jednej platformy to 30 - 40 tys. zł. – Dodatkowo płacimy około 65 zł miesięcznie za konserwację. Urządzenie jest zabezpieczone, żeby się nie niszczyło. Wystarczy jeden telefon, a zdejmiemy folię – zapewnia.
Wielu mieszkańców Lublina uważa jednak, że montowanie sprzętu, z którego nikt nie korzysta, to wyrzucanie pieniędzy w błoto.
– Niektóre wspólnoty mieszkaniowe zastanawiały się nawet nad sprzedażą takich wind. Pieniądze miałyby trafić np. na fundusz remontowy – usłyszeliśmy w firmie KSJ, która administruje kilkoma blokami na os. Zielonym. Ale takiej możliwości nie ma. – Zgodnie z art. 5 prawa budowlanego oraz rozporządzeniem ministra infrastruktury z 12 kwietnia 2002 roku, osoby niepełnosprawne muszą mieć swobodny dostęp do pierwszej kondygnacji w budynkach wielorodzinnych i użyteczności publicznej – wyjaśnia Robert Menarcik, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego miasta Lublin.
A co z niepełnosprawnymi, którzy mieszkają wyżej – na drugim, trzecim, szóstym piętrze?
– Muszą sobie jakoś radzić. To często kwestia dogadania z deweloperem czy spółdzielnią mieszkaniową. Przepis nakazuje zamontowanie platform, mechanicznych krzesełek czy podjazdów tylko na pierwsze piętro – tłumaczy Menarcik.
Właściciele lubelskich firm budowlanych nie mają więc wyboru. Windy muszą być i już.
– Płacimy za nie słona kasę, a często stoją w pudłach. Przepisy powinno się zmienić – uważa Józef Krzysiak, właściciel „Budomu”. Ale nie wszyscy mieszkańcy tak uważają. – Nigdy nie wiadomo, kiedy taka winda się przyda. W moim przypadku, byłaby zbawieniem. Dlatego powinna mieć instrukcję obsługi i działać – mówi pan Tomasz.
Wiadomość można skomentować na naszym forum (kliknij tu)
Rada Ministrów zmienia przepisy o zatrudnianiu niepełnosprawnych
Firmy zatrudniające niepełnosprawnych otrzymają dofinansowanie do wynagrodzeń do 75 proc. kosztów płacy. Takie rozwiązanie zawiera, przyjęty dziś przez rząd, projekt nowelizacji ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych.
Zgodnie z projektem, składki na ubezpieczenie społeczne będą refundowane wyłącznie osobom niepełnosprawnym wykonującym działalność gospodarczą oraz rolnikom niepełnosprawnym, lub tym, którzy płacą składki za niepełnosprawnych domowników.
Projekt zakłada, że pracodawcom zwrócone zostaną koszty zakupu i autoryzacji oprogramowania dla pracowników niepełnosprawnych. Będzie to także dotyczyć wydatków ponoszonych na budowę, rozbudowę obiektów lub pomieszczeń w zakładach zatrudniających co najmniej 50 proc. niepełnosprawnych.
Wszystkie decyzje Rady Ministrów
Wiadomość można skomentować na naszym forum (kliknij tu)
Rodzice niepełnosprawnych dzieci walczą o swoje prawa
Razem mogą więcej
Opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem to ciężkie i odpowiedzialne zajęcie.
Rodzice i opiekunowie dzieci niepełnosprawnych zamierzają zmienić „absurdalną rzeczywistość w kwestii świadczeń”, jak napisali w swoim postulacie dotyczącym wypłaty świadczeń socjalnych. Założyli forum internetowe, na którym wymieniają się doświadczeniami i zbierają głosy poparcia dla swojej inicjatywy. Patronat nad akcją w powiecie ostrowieckim objęły „Wiadomości Świętokrzyskie”.
Pierwszą tragedią, jaka dotyka rodziców osób niepełnosprawnych jest fakt urodzenia chorego dziecka. Potem jest niekończąca się droga problemów, wizyt lekarskich, rehabilitacji, szukania pomocy i opieki, a wreszcie towarzystwa osób z podobnymi problemami. Ze względu na stan zdrowia dzieci i konieczność ciągłej opieki nad nimi rodzice często rezygnują z pracy zawodowej, a co za tym idzie także ze świadczeń socjalnych.
Kilka tygodni temu na forum internetowym rodziców dzieci niepełnosprawnych narodził się pomysł napisania petycji do parlamentarzystów i zainteresowania ich sprawą świadczeń. „Trwając w poczuciu krzywdy wobec niesprawiedliwości społecznej prosimy o uregulowanie sytuacji materialno- prawnej rodziców rezygnujących z pracy zawodowej na rzecz opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi, postulując o podwyższenie progów dochodowych uprawniających do pobierania świadczenia pielęgnacyjnego, podniesienie stawki żenująco niskiego świadczenia pielęgnacyjnego, indeksację progów dochodowych i wysokości świadczenia podobną do indeksacji rent i emerytur, podwyższenie kwoty zasiłku pielęgnacyjnego, opłacanie składek emerytalno- rentowych wszystkim rodzicom dzieci niepełnosprawnych niezależnie od dochodu”- to początek pisma redagowanego przez rodziców.
- Opieka nad dziećmi niepełnosprawnymi jest bardzo ciężką i odpowiedzialną pracą. Trwa nie 8 a 24 godziny na dobę, wymaga ciągłych poświęceń i wyrzeczeń, a przy tym w wielu przypadkach nie ma perspektywy, że kiedykolwiek się skończy- mówi ostrowczanka Małgorzata Rycąbel, mama 12- letniej Oli.- Nasze poczucie niesprawiedliwości jest tym większe, że decyzja o zaprzestaniu pracy zawodowej nie wynika z naszego wygodnictwa, ale konieczności i odpowiedzialności za los naszych dzieci dziś i w przyszłości.
Rodzice przypominają, że obecnie wysokość świadczenia pielęgnacyjnego wynosi 420 złotych i jest to kwota ponad połowę niższa od najniższego wynagrodzenia za pracę w wymiarze ośmiogodzinnym wynoszącym 1126 złotych brutto, a także od zasiłku dla bezrobotnych.
- Naszym zdaniem ustawa o świadczeniach rodzinnych powinna zostać znowelizowania. Każdy rodzic opiekujący się dzieckiem z orzeczoną znaczną grupą niepełnosprawności, powinien mieć zagwarantowane ze strony państwa świadczenia, zapewniające zarówno jemu jak i dziecku godziwe warunki życia, leczenie i rehabilitację, bez względu na jego wiek- dodaje Małgorzata Rycąbel.- Dorosły niepełnosprawny to również osoba potrzebująca pomocy i opieki na co dzień. Świadczenie pielęgnacyjne powinno zapewniać rodzicom nie mogącym podjąć zatrudnienia z racji choroby dziecka bezpieczną przyszłość. W chwili gdy dziecko otrzymuje uprawnienia do renty, świadczenie powinno być wypłacane rodzicom, którzy już z racji swojego wieku i dalszej koniecznej opieki nad dzieckiem w dalszym ciągu nie będą w stanie podjąć zatrudnienia.
Apel do parlamentarzystów zapewne nie trafi do nich przed jesienią, ale już teraz inicjatorzy zaczynają propagować swoją akcję pod hasłem „Razem możemy więcej”. Na razie większość informacji można znaleźć na stronie www.swiadczeniaon.fora.pl. O przebiegu akcji będziemy informować na bieżąco.
Wiadomość można kometować na naszym forum (kliknij tu...)
Marcinkiewicz rzucił żonę, która była chora
Szokujące wyznanie Kazimierza Marcinkiewicza (50 l.)! Były premier, który rzucił rodzinę dla młodej kochanki Izy (28 l.), ujawnił na swoim blogu internetowym, że jego była żona Maria (47 l.) była ciężko chora.
– To niestety prawda – opowiada "Super Expressowi" ze smutkiem osoba z najbliższej rodziny Marcinkiewicza. – Marysia miała poważne problemy ze zdrowiem. Nadal musi zresztą odwiedzać lekarzy i regularnie się badać – opowiada.
Najnowszy wpis na blogu Marcinkiewicza jest wstrząsający. I to nie tylko dlatego, że były premier w tak bezceremonialny sposób opowiada o ciężkiej chorobie byłej żony, którą porzucił po 28 latach małżeństwa. Szokujący jest również z powodu niewyobrażalnej ilości jadu, jaką sączy Marcinkiewicz wobec dziennikarzy i niesprawiedliwych oskarżeń, którymi miota.
„Moja była żona rzeczywiście zachorowała 9 lat temu i leczyła się przez kolejnych mniej więcej 6 lat. W tym czasie zawsze byłem z nią. Od kilku lat jest na szczęście zdrowa” – napisał bezceremonialnie Marcinkiewicz. Musimy przyznać, że „Super Express” wiedział o niezwykle poważnej chorobie pani Marii Marcinkiewicz. Wiedzieliśmy o jej cierpieniu i o tym, że rodzina była wstrząśnięta tym, iż były premier porzuca ją w tak dramatycznym momencie. Ale uznaliśmy, że to nazbyt osobista sprawa, aby ją upubliczniać. Niech ciąży na sumieniu Marcinkiewicza.
Tymczasem były premier upublicznił ją, a przy okazji opluł jedną z najbardziej znanych polskich dziennikarek.
„Uznanej dziennikarce” – jak o niej pisze – zarzucił, że rozpuszcza nieprawdziwe plotki na jego temat. – Nie chcę komentować tego, co robi Kazimierz Marcinkiewicz. Nie będę się nim zajmować – skomentowała krótko jego wpis Monika Olejnik. Były premier, który pouczał wszystkich i mówił, jak ważne są wartości rodzinne, nie poczuwa się do winy. A to przecież on dla londyńskiej kochanki zostawił wspaniałą żonę i czwórkę dzieci. Teraz cynicznie oskarża dziennikarzy i pisze, że to oni zrujnowali jego karierę.
Prawda jednak jest taka, że od kiedy zrobił ze swojego rozwodu żałosny spektakl, wielkie firmy, w których był zatrudniony, nie chcą z nim współpracować. 9 kwietnia rozstanie się z nim Netia. Jako członek rady nadzorczej tej firmy zarabiał podobno kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Oficjalnie to Marcinkiewicz złożył rezygnację. Uzasadnił to „powodami osobistymi”. Ale jak się spekuluje, sprawa jego zwolnienia była już przesądzona. Została mu jeszcze współpraca z bankiem Goldman Sachs. Tym, który swoimi spekulacjami obniżał wartość polskiej złotówki. Pytanie na jak długo? Alexander Dibelius, szef banku Goldman Sachs na nasz region Europy, powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”: „Wolimy, by nasi współpracownicy nie byli tak aktywni medialnie”. Może to oznaczać tylko jedno.
Marcinkiewicz po skandalach, jakie towarzyszą jego osobie, i tam straci robotę. Byłemu premierowi kończy się praca w biznesie. Nie ma też szans na powrót do polityki. – Wokół osoby byłego premiera jest zbyt dużo negatywnych spraw. Zbyt dużo mu zarzucono, by dziś mógł być wiarygodny dla społeczeństwa. Jego powrót do polityki jest w najbliższym czasie niemożliwy – ocenia prof. Wojciech Cwalina, specjalista od marketingu politycznego.
Jeszcze trochę, a Marcinkiewicz będzie musiał przejść na utrzymanie swojej kochanki. Wspólnie będą mieć z pewnością znacznie więcej czasu na pisanie bloga. Tylko ciekawe, czy Isabel będzie nadal tak szaleć za Marcinkiewiczem, który nie ma grosza przy duszy.
Wiadomość można kometować na naszym forum (kliknij tu...)
Palikot, gdzie parkujesz?
Wszystkich poucza i upomina, a sam zachowuje się jak zwykłe chamisko! Posła Janusza Palikota (45 l.) przyłapaliśmy, jak parkuje swój luksusowy samochód w miejscu przeznaczonym dla niepełnosprawnych. A potem bez żadnych wyrzutów sumienia idzie robić zakupy.
- Mam nadzieję, że chociaż zapłacił 500 zł mandatu - mówi oburzony Piotr Pawłowski (43 l.), szef Stowarzyszenia Integracja, od lat walczący o prawa dla niepełnosprawnych. Jest wstrząśnięty zachowaniem posła. - Wstyd, że postępuje tak osoba z pierwszych stron gazet. Pokazujcie więcej takich przykładów. - grzmi niepełnosprawny.
Warszawa, godzina 14. Palikot pojawia się przy ulicy Mokotowskiej. Nie może znaleźć miejsca, by zaparkować swój samochód, więc bezczelnie ustawia go na kopercie dla niepełnosprawnych. - Ruszyliśmy z kampanią, w której będziemy nawoływać, by policja i straż miejska skuteczniej karały kierowców parkujących na kopertach dla niepełnosprawnych - mówi nam Pawłowski. Może to podziała na Palikota?
Wiadomość można kometować na naszym forum (kliknij tu...)
PKP = Podróżny Kup Pieluchę
DWORCOWA TOALETA CZYNNA TYLKO DO GODZ. 15
Dworcowe toalety - albo brudne albo zamknięte.
TVN24
Mieszkańcy Kalisza dotkliwie odczuli kryzys. W ramach oszczędności od 1 kwietnia z ubikacji na dworcu PKP w Kaliszu można korzystać tylko od godz. 7 do 15. O sprawie, która stała tematem numer jeden w Kaliszu dowiedzieliśmy się dzięki platformie Kontakt TVN24.
Ostatni pociąg odchodzi z Kaliskiego dworca około godz 22. - czyli z dworcowej toalety nie można korzystać przez 7 godzin. Pasażerowie są zbulwersowani tą sytuacją. - Co mają zrobić ludzie, którzy czekają na pociąg, na przesiadkę dłużej? Dokąd iść za potrzebą - pod murek? - pytają.
Media, pasażerowie, mieszkańcy Kalisza ironizują, rozwijając skrót PKP jako "Podróżny Kup Pieluchę".
Tylko osiem godzin
- To jest nie do pomyślenia. Do południa jest niewiele pociągów, więcej właśnie po południu i wieczorem - przede wszystkim te pospieszne. Pasażerowie bardzo narzekają - mówi Radiu Centrum pani Helena, pilnująca porządku w dworcowej toalecie. Za niewygody pasażerów
Toaleta w samolocie? Płacisz funta
Kryzys finansowy musiał zajrzeć głęboko w oczy właścicieli linii lotniczej... czytaj więcej »
odpowiadają kolejowe oszczędności.
PKP ogłosiły przetarg na prowadzenie ubikacji przez 8 godzin dziennie - zarówno w Kaliszu jak i na dworcach w Kępnie i w Jarocinie. Konkurs wygrał Kolejowy Zakład Usług. Sam godzin pracy nie przedłuży, bo PKP daje pieniądze tylko na wspomniane 8 godzin.
Nie pierwszy raz
Jak informują lokalne media, rok temu, także 1 kwietnia, kaliskie PKP próbowało już wprowadzić ograniczenia w dostępie do toalet. Wtedy jednak już po miesiącu z pomysłu się wycofały
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
Ludzie z wózkami to siła
Wojciech Karpieszuk, Błażej Grygiel/Radio Tok FM2009-04-07, ostatnia aktualizacja 2009-04-08 10:00
Mamy z wózkami i niepełnosprawni wzięli sprawy w swoje ręce. Razem walczą o lepszą przestrzeń w Warszawie i w Piasecznie.
Fot. Alina Gajdamowicz /AG
Od lewej Sylwia Chutnik i Patrycja Dołowy z fundacji MaMa, Edyta Banasiewicz i Iwona Lipska z "Piaseczna bez barier", Joanna Leszczyńska-Kudłaciak z klubu Mamy z Bielan i Michał Rosa z "Piaseczna bez barier"
więcej zdjęć
ZOBACZ TAKŻE
Mamy wepchnęły wózki z niemowlakami do 18 urzędów dzielnic. Sprawdziły, że na Ochocie nie ma podjazdu i wózek trzeba wnosić. Za to na Bemowie jest osobny pokój do przewijania dzieci i toaleta przystosowana do potrzeb niepełnosprawnych.
Jednak takich toalet z przewijakami nie ma w ośmiu ratuszach dzielnic, a kącika do zabaw - w dziewięciu. Raport mam ujawniły wczoraj Patrycja Dołowy i Sylwia Chutnik z fundacji MaMa.
Patrycja Dołowy opowiadała, co usłyszała od urzędników: "urząd jest za mały na kącik dla dzieci", "w urzędzie załatwia się poważne sprawy i dzieci powinny siedzieć w domu", "nie ma pieniędzy". - Ale na to nie są potrzebne duże środki. W Białołęce i na Bielanach w kilka tygodniu powstały kąciki dla dzieci i pokoje z przewijakami - stwierdziła Partycja.
Mówiła o tym w kawiarni Bookhousecafé przy Świętokrzyskiej, w której jest i kącik do zabawy, i toaleta z przewijakiem. Okazją była czwarta edycja kampanii "O Mama Mia! Tu wózkiem nie wjadę". Chodzi o zmianę przestrzeni publicznej, tak żeby mamy z małymi dziećmi oraz niepełnosprawni mogli poruszać się po Warszawie.
Na spotkanie przyjechała z Piaseczna Edyta Banasiewicz. Sama porusza się na wózku. W zeszłym roku rozkręciła akcję "Piaseczno bez barier".
- Ostatnio byłam na spotkaniu u burmistrza. I pyta mnie: pani Edyto, proszę powiedzieć, co można zmienić, żeby miasto było bardziej dostępne dla osób niepełnosprawnych - opowiadała. - W Piasecznie czegoś takiego do tej pory nie było. Kontaktuje się ze mną coraz więcej osób, niepełnosprawni mieszkańcy Piaseczna zaczynają wychodzić z domów - dodała.
Ostatnio burmistrz obiecał im, że w nowo budowanej hali widowiskowej będą windy. 29 kwietnia pani Edyta organizuje debatę "Piaseczno - gmina przyjazna mieszkańcom". - Bo ciągle jest dużo do zrobienia: transport specjalistyczny dla wózkowiczów, remont
Na spotkanie przyszła też Joanna Leszczyńska-Kudłaciak z klubu Mamy z Bielan. - Dostaliśmy lokal od dzielnicy, gdzie się spotykamy i wzajemnie radzimy, ale chodzimy też do burmistrza, opowiadamy, czego nam brakuje, jak powinny wyglądać place zabaw - opowiadała. Teraz mamy z Bielan próbują przekonać włodarzy dzielnicy, aby zatrudnili w urzędzie opiekunkę do dzieci, która zajęłaby się maluchami, kiedy ich rodzice załatwiają sprawy.
- W pojedynkę nic bym nie zdziałała w Piasecznie. Razem stanowimy silę - cieszyła się Edyta Banasiewicz. ośrodka pomocy społecznej i powiatowego centrum pomocy rodzinie, do których nie dostanę się ani ja, ani mamy z małymi dziećmi w wózkach, trzeba wyrównać chodniki i zlikwidować wszechobecne w Piasecznie wysokie krawężniki - sypała jak z rękawa.
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
SPARALIŻOWANY MĘŻCZYZNA NAPISAŁ KSIĄŻKĘ KCIUKIEM
TVN24
Chwila nierozwagi, jeden skok prowadzący do tragedii - takich historii słyszeliśmy już wiele. Jak żyć ze sparaliżowanym ciałem? O tym opowiedział Mariusz Rokicki w swojej książce "Życie po skoku". Napisał ją kciukiem.
Jego życie to teraz głównie słowa. - Lubię pisać wiersze, jakieś przemyślenia, to czego mi brakuje, wcielam się w różne postaci, chcę być na dyskotece - piszę o dyskotece, chcę mieć dziewczynę - piszę o dziewczynie... - opowiada Mariusz Rokicki.
Najgorsza chwila
Oprócz tego, o czym teraz marzy, pisze też o tym, czego żałuje najbardziej. "W pośpiechu rozebrałem się, wziąłem rozbieg. Wtedy już wiedziałem, że robię źle i nie spotka mnie nic dobrego, ale nie mogłem się zatrzymać. (...) Najpierw bardzo lekkie uderzenie i żadnego bólu. Otwieram oczy i widzę bezwładnie zwisające ręce. Dlaczego nie potrafię nimi poruszać?" - pyta sam siebie w "Życiu po skoku".
Odpowiedzieli mu jednak lekarze. Diagnoza: złamanie kręgosłupa z uszkodzeniem rdzenia kręgowego. Do domu wrócić już nie mógł, czekała tracheotomia, cewnik i łóżko.
A przy tym ciągły ból i przerażenie. Męczące szpitalne zapachy i powoli pojawiająca się świadomość paraliżu. - Strasznie się bałem, chciałem sobie wtedy odebrać życie... - wspomina Mariusz. Na szczęście, tego błędu już nie popełnił.
ŁUD/mlas
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
PFRON zamawia ankietę. Za 4 milion
Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Chce się dowiedzieć, jakie problemy mają niepełnosprawni.
To rozwiązanie, jakie pamiętamy z PRL, humbug i bzdura badawcza - oburza się w rozmowie z TVN 24 prof. Andrzej Kojder, przewodniczący Komitetu Socjologii PAN. - Dużo pieniędzy, dużo pracy, a dla niepełnosprawnych efekt żaden. Do tego źle sformułowany problem badawczy. Nie powinno się pytać o sytuację niepełnosprawnych, bo ta jest dobrze znana, lecz o to, jak im pomóc – dodaje.
Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, który powinien zajmować się aktywizowaniem niepełnosprawnych, jest jednak niewzruszony. Ma zamiar zorganizować to badanie , w ramach którego chce przepytać 100 tysięcy osób - informuje TVN 24. Jest gotów zapłacić za to 4,3 mln złotych.
Firmy badawcze twierdzą, że zrealizowanie badania na tak dużej grupie, w tak krótkim terminie - sześć miesięcy, grozi jego powierzchownością. Proponują zmniejszenie grupy ankietowanych - twierdząc, że przy tym badaniu przepytanie 10 tysięcy osób da dokładnie taki sam efekt.
Badanie jest realizowane w ramach unijnego programu operacyjnego Kapitał Ludzki. Jak informuje TVN 24 pieniądze te można wydać nie tylko na badania, ale i na aktywizację zawodową niepełnosprawnych, promocję zatrudnienia może więc nie tylko państwowy fundusz, ale i sami niepełnosprawni, ich rodziny i pracodawcy. czy kampanie skierowane do pracodawców. Korzystać z nich
Dlaczego więc PFRON zamiast aktywizować bezrobotnych wydaje pieniądze na badania?
Fundusz po prostu realizuje projekty zaplanowane na ten rok, w ramach projektu Kapitał Ludzki. Jednym z celów jest rozeznanie sytuacji, żeby właściwie wydatkować pozostałe środki - tłumaczy TVN 24 Sławomira Lipke, który odpowiada w Funduszu za projekty unijne.
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
Pt, 2009-02-27 14:49 (aktualizacja: 2009-03-02 12:18)
Turystyka szkoleniowa kwitnie. Co na to PFRON?
Od kilku dni reporterzy RMF FM zajmują się sprawą zagranicznych wojaży pracowników zakładów pracy chronionej. Jak ujawniliśmy, niektóre z tych firm wykorzystują nieprecyzyjne przepisy i wysyłają pracowników na drogie szkolenia zagraniczne, podczas gdy w Polsce mogłyby je zorganizować nawet dziesięciokrotnie taniej.
Więcej na ten temat:
„Gdzie jesteś Winnetou?”, czyli turystyka szkoleniowa w dobie kryzysu (26 lutego)
Nasz reporter Paweł Świąder próbował zainteresować tym procederem PFRON, który dofinansowuje zakłady pracy chronionej. Niestety rzecznik PFRON-u, zanim poszedł na urlop odesłał naszego reportera do pełnomocnika rządu. Ten z kolei jest tak nieuchwytny, że nawet nie udało się zamienić z nim kilku słów przez telefon. Jedyne co zrobił, to… odesłał do posła Sławomira Piechoty z komisji polityki społecznej.
A poseł był kiedyś na wycieczce w Izraelu, co tylko przez chwilę wydawało się niezwiązane z tematem. Dokładnie taką samą trasą i takim samym programem można zrobić szkolenie dofinansowane z Zakładowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, o czym jeszcze do wczoraj można było przeczytać na stronie internetowej jednego z organizatorów takich szkoleń. Po naszej interwencji, ze strony zniknęło wszystko; linki do szkoleń, które już się odbyły i zapowiedzi kolejnych. Od dzisiaj firma oferuje tylko szkolenia w Polsce.
copyright 2009 by RMF FM sp. z o. o.
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
Bunt w domu starców
Pensjonariusze łódzkiego domu starców mają dość. Żądają dobrego jedzenia i miłych opiekunów. Jeśli nie, wyrzucą dyrektora.
Dość! Żarty się skończyły! Emeryci z domu spokojnej starości wypowiedzieli wojnę dyrektorowi ośrodka. Bo zupa jest za słona, a opiekunowie złośliwi... Staruszkowie zawiązali grupę do zadań specjalnych, która ma obalić nieczułego tyrana! - Po naszym trupie będzie dyrektorem - odgrażają się.
Nawet spokojny emeryt może się porządnie wkurzyć. Bo jak tu wytrzymać, gdy jedzenie jest beznadziejne, a zamiast miłej i rodzinnej atmosfery, od opiekunów słyszą złośliwe uwagi.
- To są zarzuty osób z ułomnościami psychicznymi - butnie odpowiada starszym, bezradnym osobom Bogusław Ściborski (56 l.), dyrektor ośrodka.
Specgrupa ds. obalenia dyrektora
Dom Pomocy Społecznej "Włókniarz". Mieszka tu 120 staruszków. 32 z nich zawiązało właśnie tzw. Grupę Starszych. Wszyscy wypowiedzieli posłuszeństwo dyrektorowi i jego pracownikom.
- Albo oni, albo my! Dopóki nie padniemy, będziemy walczyć o to, by dyrektor stąd odszedł - odgrażają się emeryci.
O co poszło? Ano o błahostki, które urosły do rangi wielkiej awantury. Zaczęło się od jednego z niesfornych pensjonariuszy.
- Był taki mężczyzna, co wszystkich terroryzował. Mnie na przykład wsypywał kolce róż do pościeli - denerwuje się Roman Zaufall (79 l.).
Albo on, albo my!
Sprawa w sumie była do załatwienia. Wystarczyło przenieść niesfornego dowcipnisia do innego pokoju. Dyrektor ośrodka tego nie zrobił.
Emerytów rozsierdził za to jeszcze bardziej, nazywając ich "psychicznymi". Wtedy miarka się przebrała. Zawiązana przez nich grupa ma usunąć go z ciepłego fotela!
Grupa szybko zaczęła rosnąć w siłę i zaczęła stawiać coraz to nowsze postulaty. Poprawa jakości żywienia i uprzejmiejsza opieka... To tylko niektóre z dodatkowych żądań.
- Opiekunowie lekceważą nasze potrzeby. Jesteśmy wyśmiewani. Pracownicy skłócają ludzi. Zdarzają się kradzieże w pokojach, a dyrektor zupełnie na to nie reaguje - wyliczają grzechy szefa ośrodka i jego podwładnych pensjonariusze i zapowiadają, że nie spoczną, póki nie wyrzucą go z pracy. Drżyj, dyrektorze!
Temat można skomentować na naszym forum (Kliknij tu)
Poczta nieprzyjazna niepełnosprawnym
Nie tylko zwykli klienci mają problemy z Pocztą Polską. Ci z nich, którzy poruszają się na wózkach inwalidzkich często nie mogą nawet samodzielnie dostać się do urzędu i skorzystać z jakichkolwiek usług.
W dniach od 6 do 24 października 2008 roku pracownicy 16 wojewódzkich delegatur Urzędu Komunikacji Elektronicznej skontrolowali placówki Poczty Polskiej pod kątem ich przystosowania do potrzeb osób niepełnosprawnych. Każda delegatura skontrolowała przynajmniej 20 urzędów, po 10 w miastach i na wsi. Łącznie skontrolowano 323 placówki. Wyniki kontroli nie napawają optymizmem.
UKE z przykrością stwierdził, że większość ze skontrolowanych placówek nie spełnia w pełnym zakresie wymogów ustawowych. Urzędy pocztowe najgorzej przystosowane są w zakresie możliwości samodzielnego wjazdu osoby poruszającej się na wózku inwalidzkim - 34% na wsi i 52% w miastach. Urząd podkreśla, że niemożność dostania się do urzędu uniemożliwia niepełnosprawnym skorzystanie z innych udogodnień, które w danej placówce mogą się znajdować.
Najlepiej urzędy pocztowe wywiązują się z obowiązku informowania osób niepełnosprawnych o ich uprawnieniach - czyni to 100% placówek miejskich oraz 98% wiejskich. Dobrze wygląda także sytuacja w przypadku usytuowania okienek (88% w miastach, 79% na wsi), ich oznakowania (87% oraz 80%), a także dostępu do skrzynki pocztowej (86%, 80%)
Urząd zauważył jednak, że występują nie tylko istotne różnice w przypadku podziału na placówki miejskie i wiejskie, ale także w zależności od regionu kraju.
Prezes UKE stwierdziła, że w dalszym ciągu przystosowanie placówek pocztowych do potrzeb osób niepełnosprawnych jest niewystarczające, a sama Poczta Polska podejmuje zbyt mało działań, by ten stan rzeczy zmienić. Niestety trudno od państwowego przedsiębiorstwa oczekiwać, by w obliczu trudnej sytuacji finansowej, zwiększyła ona inwestycje.
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
Ministerstwo Skarbu Państwa kłamie!
500 tysięcy na bony dla urzędników!
20.04.2009, 01:38
Ministerstwo Skarbu zarzekało się, że nie planuje kupna bonów dla swoich pracowników. Tymczasem chcą na nie wydać 500 tysięcy złotych!
Przypatrzcie się państwo! Tak łże władza. Posunie się do kłamstwa w żywe oczy, by ukryć, na co naprawdę wydaje pieniądze Polaków w czasie głębokiego kryzysu. Kilka tygodni temu oficjalnie spytaliśmy Ministerstwo Skarbu Państwa, czy zamierza kupić bony dla swoich pracowników. Zapewnili nas, że nie. Mamy to na piśmie! Tymczasem właśnie ogłosili przetarg na... zakup bonów za 500 tysięcy złotych.
Hasło „szukamy wielkich oszczędności” politycy wygłaszają codziennie. Jakby chcieli przekonać Polaków, że nie tylko zwykli ludzie muszą zaciskać pasa w czasie kryzysu. O cięciach mówił także minister skarbu Aleksander Grad (47 l.).
– Znaleźliśmy oszczędności. To około 10 proc. budżetu. Będziemy oszczędzać między innymi na kosztach funkcjonowania administracji i dotacjach na niektóre przedsięwzięcia – zapowiadał szumnie szef resortu skarbu państwa pod koniec stycznia. Minęły zaledwie dwa miesiące. I co się okazuje? Ministerstwo kierowane przez Grada grube pieniądze wydaje na... bony dla swoich pracowników. Co więcej bezczelnie kłamie, usiłując ukryć ten fakt. Mamy na to niezbite dowody.
W połowie marca zapytaliśmy wszystkie ministerstwa, czy w najbliższym czasie zamierzają zamówić bony towarowe dla kierownictwa lub pracowników swoich resortów. Ministerstwo Skarbu Państwa odpowiedziało nam dokładnie 31 marca. – Ministerstwo nie planuje zakupu bonów ani innych podarunków dla pracowników i kierownictwa resortu – czytamy w e-mailu z resortu kierowanego przez Aleksandra Grada.
Władza nauczyła się oszczędzać? Brawo, ręce same składają się do oklasków. Niestety, na krótko, bo to było tylko ordynarne kłamstwo. Ale po kolei.
Minęło kilkanaście dni. 16 kwietnia reporterzy Faktu przeglądali strony internetowe ministerstw. Zajrzeliśmy też na stronę Ministerstwa Skarbu i... przecieraliśmy oczy ze zdziwienia. Pojawiło się tam ogłoszenie o... zakupie bonów towarowych dla pracowników ministerstwa. I to w gigantycznej skali. Niby ciągłe oszczędności i cięcia, a resort chce kupić bony o łącznej wartości pół miliona złotych: 3400 sztuk o nominale 50 zł i 3300 sztuk o wartości 100 zł. Dalej w to nie wierzymy. Przecież mamy zapewnienie na piśmie. Czytamy więc specyfikację przetargową.
– Bony towarowe, jako środek płatniczy, będą uprawniały do bezgotówkowego zakupu co najmniej takich towarów i usług jak artykuły spożywcze, artykuły kosmetyczne i chemiczne, artykuły odzieżowe i obuwnicze, artykuły gospodarstwa domowego, sprzęt AGD i RTV, artykuły wyposażenia mieszkań w punktach sprzedaży takich jak sklepy spożywcze, odzieżowe, sportowe, AGD, RTV, perfumerie, salony jubilerskie, fryzjerskie – czytamy w specyfikacji zamówienia.
Oto niezbity dowód na kłamstwo ministra Grada. Prawda wyszła na jaw, bo Fakt pilnuje, jak urzędnicy wydają każdą złotówkę z pieniędzy wszystkich Polaków płacących uczciwie podatki. I będziemy to robili nadal!
[Magda Kazikiewicz, Jarosław Sulikowski]
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
Prof. Hawking jest "bardzo ciężko chory"
Stephen Hawking
Słynny brytyjski naukowiec, matematyk, astrofizyk i kosmolog (budowa i ewolucja wszechświata) Stephen Hawking został hospitalizowany. Jest "bardzo ciężko chory" - poinformował uniwersytet Cambridge.Ujawniono, nie podając szczegółów, że od kilku tygodni Hawking zmaga się z infekcją w klatce piersiowej.
Prof. Hawking jest od 1977 roku profesorem prestiżowej katedry uniwersytetu w Cambridge, tej samej, którą swego czasu zajmował sir Isaac Newton, odkrywca teorii grawitacji. Hawking zasłynął jako autor bestsellera "Krótka historia czasu. Od wielkiego wybuchu do czarnych dziur"; w Polsce książka ukazała się w 1990 r.
Od ponad czterdziestu lat Hawking cierpi na stwardnienie zanikowe boczne (ALS), w wyniku którego jest sparaliżowany i utracił zdolność mowy. Kontaktuje się z otoczeniem za pomocą komputerowego syntezatora mowy.
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
Zielonogórscy radni uchwalili kolejny bubel prawny. Od stycznia autobusami MZK nie mogą podróżować niepełnosprawni na wózkach elektrycznych. Dla wielu z nich oznacza to rezygnację z zajęć z rehabilitacji
Fot. Sebastian Rzepiel / AG
ZOBACZ TAKŻE
Patrycja Nowaczyk z Zielonej Góry na co dzień porusza się na wózku elektrycznym. Tradycyjny, ręczny wózek nie wchodzi w grę, bo Patrycja nie ma sprawnych rąk. - Teraz szykuję się do pracy, najpierw zrobię praktyki, a potem będę pracować w biurze - zapowiada. Stara się być samodzielna. Dotychczas jeździła po mieście autobusami MZK. Teraz dowiedziała się o zakazie.
- Koło basenu przy ul. Wyspiańskiego zaczął rozładowywać mi się akumulator wózka. Koleżanka i kolega chcieli pomóc mi wejść do autobusu. Kierowca MZK nie tylko nie spuścił pomostu dla wózków, ale krzyczał, że nie mogę wsiąść, bo jest zakaz jeżdżenia takimi wózkami. Wróciliśmy do domu na pieszo - opowiada Patrycja.
Wózkiem nie pojedziesz
Od tamtej pory dziewczyna nie może też jeździć na zajęcia z hipoterapii w Przylepie.
- Dlaczego nie jeździsz na zajęcia busem, przecież jest specjalny transport dla niepełnosprawnych - pytam. - Busy trzeba zamawiać z czterodniowym wyprzedzeniem i termin nie zawsze jest wolny. Poza tym taki przejazd do Przylepu to co najmniej 20 zł - wyjaśnia Patrycja.
W styczniu br. zielonogórscy radni przegłosowali nowy regulamin MZK. Jeden z punktów zabrania przewozu samojezdnych wózków inwalidzkich. Barbara Langner, dyrektor zielonogórskiej komunikacji wyjaśnia, że przepis wprowadzono ze względu na bezpieczeństwo pasażerów. - Wózek z napędem samojezdnym waży ok. 100 kg. Jeżeli doszłoby do gwałtownego hamowania, taki ciężki wózek może stanowić dla pasażerów poważne zagrożenie - komentuje Langner. Twierdzi, że nie zamierza dyskryminować niepełnosprawnych. - Do każdego przypadku podchodzimy indywidualnie. Jeżeli wózek będzie miał odpowiednie parametry, jesteśmy gotowi wydać imienne upoważnienie - mówi.
Z prośbą o zajęcie się sytuacją Patrycji już w styczniu zwróciła się do MZK Anna Konopska, szefowa Ośrodka Terapii Zajęciowej. - Zamierzaliśmy rozpatrzyć ten przypadek, potrzebne były nam jednak parametry wózka. Niestety do dziś ich nie otrzymaliśmy - mówi Langner.
Arkadiusz Wasiel, z Towarzystwa do Walki z Kalectwem, który sam porusza się na wózku elektrycznym uważa jednak, że nowy przepis uderza w niepełnosprawnych. - Każdy wózek może najechać komuś na stopę. Ja jeżdżę zwykłym wózkiem ręcznym i elektrycznym. Dotychczas nie spotkałem się z sytuacją, aby ktoś został poszkodowany przez osobę na wózku. Pamiętam jak półtora roku temu jechałem w zatłoczonym autobusie na koncert do Przylepu. Oprócz mnie widziałem inne osoby na wózkach elektrycznych. Nikomu nic się nie stało. Oczywiście wózki elektryczne są różnego rodzaju. Są tzw. skuterki i nimi faktycznie można przemieszczać się po mieście. Zwykłym niewielkim wózkiem nie przejedziemy z jednego końca miasta na drugi. Bateria tego nie wytrzyma - wyjaśnia.
"Groszowe" przejazdy
Część organizacji broniących praw niepełnosprawnych nie chce zabierać głosu. Marta Rogalińska, szefowa Centrum Integracja uważa, że dziewczynie nie odmówiono pomocy. Według niej, niepełnosprawni mogą korzystać ze specjalnych busów, bo tego typu transport to "groszowe sprawy".
Wiceprezydent miasta Wioleta Haręźlak nie widzi złych stron przepisu. - Niepełnosprawni mogą poruszać się busami. Jeżeli jednak faktycznie problem dotyczy osób, które często korzystają z miejskiej komunikacji, to możemy się zastanowić nad zmianą zapisu lub nad zwiększeniem środków na przewóz osób na wózkach. Do mnie nie dotarły żadne sygnały o tym, że niepełnosprawni skarżą się na koszty transportu. Zrobimy rozeznanie i w razie potrzeby wprowadzimy zniżki - zapewnia Haręźlak.
Transport niepełnosprawnych na terenie Zielonej Góry prowadzi firma Sylwii Lembowicz. Jednorazowy przewóz to kwota 5-7 zł, za transport powyżej 5 km zapłacimy 10-14 zł. Za bagaż trzeba zapłacić dodatkowe 3 zł. Abonament miesięczny to 150 zł, czyli ok. jednej trzeciej renty inwalidzkiej.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że te przejazdy są tak drogie - mówi zaskoczona Grażyna Jaskólska, radna PiS. - Prezydent powinien był nam przedstawić wszystkie zmiany, jakie MZK zamierzał wprowadzić od początku roku w przejrzysty sposób, wówczas na pewno nie przeoczylibyśmy tego zapisu - twierdzi.
Edward Markiewicz, radny lewicy i szef komisji zdrowia również jest zdziwiony. W styczniu głosował za zmianą regulaminu MZK. - W tym wypadku zaufaliśmy dyrekcji MZK, która stwierdziła, że wózki są niebezpieczne. Sądziłem, że dyrekcja konsultowała się z kimś w tej sprawie. Trzeba zażądać opinii eksperta. Jeżeli wynikać będzie z niej, że tego typu wózki nie stanowią zagrożenia dla pozostałych pasażerów, cofniemy zapis - proponuje Markiewicz.
Ojciec Patrycji, Lech Nowaczyk nie może zrozumieć, jak radni mogli uchwalić zapis, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. - W mieście znikają bariery architektoniczne. W tym wypadku jednak utrudnili córce życie.
Źródło: Gazeta Wyborcza Zielona Góra
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
-
"Coraz trudniejsza sytuacja
niepełnosprawnych"
Z badań przeprowadzonych przez ISP i IFiS PAN wynika, że sytuacja życiowa osób niepełnosprawnych w wyniku zmian ustrojowych lat 90. znacznie się pogorszyła.Z badań przedstawionych na konferencji ‘Sytuacja osób niepełnosprawnych w Polsce w latach dziewięćdziesiątych’ wynika, że sytuacja życiowa osób niepełnosprawnych w wyniku zmian ustrojowych lat 90. znacznie się pogorszyła.
Konferencja zorganizowana 25 czerwca 2001 przez Instytut Spraw Publicznych była częścią realizowanego przez Instytut projektu “Sytuacja życiowa osób niepełnosprawnych”. Wspólnie z Instytutem Filozofii i Socjologii PAN, przeprowadzono badania dotyczące osób niepełnosprawnych, z których wnioski zaprezentowano na spotkaniu.
Jak wynika z badań, przedstawionych przez dr Joannę Sikorską i dr Barbarę Gąciarz z PAN, sytuacja życiowa osób niepełnosprawnych w wyniku zmian ustrojowych lat 90. znacznie się pogorszyła.
Nieodpowiednia polityka socjalna i niewłaściwe podejście społeczeństwa utrudniają niepełnosprawnym normalne życie społeczne. Mimo nagłośnienia problemu niepełnosprawności i przychylnego stosunku mediów, rodziny w których jest osoba niepełnosprawna nadal spotykają się z wieloma problemami. Największym z nich jest brak możliwości zatrudnienia oraz utrudniony dostęp do opieki medycznej, rehabilitacji i świadczeń socjalnych.
Jak zauważyła dr hab. Anna Wilmowska, naczelny lekarz ZUS, zbyt późno rozpoznaje się schorzenia i rozpoczyna rehabilitację. Powoduje to często pogłębianie się niepełnosprawności i oddala możliwość powrotu do normalnego życia i pracy. Rosną przez to nakłady na świadczenia finansowe dla niepełnosprawnych.
Poważnym problemem jest znalezienie pracy. Niska opłacalność zatrudniania, zmniejszenie liczby zakładów pracy chronionej powoduje, że większość z nich to bezrobotni.
Dlatego konieczne jest przyjęcie nowych rozwiązań prawnych i konsekwentne ich realizowanie. Podstawą może być uchwalona przez Sejm w 1997 r. Karta Praw Osób Niepełnosprawnych, w której mowa jest między innymi o powszechnym dostępie do usług medycznych, szkolnictwa, pracy zgodnej z kwalifikacjami. Problem niepełnosprawnych został uwzględniony również w Narodowym Programie Zdrowia na lata 1996-2005, w punkcie 16 którego mowa jest o “stworzeniu warunków umożliwiających osobom niepełnosprawnym włączenie się lub całkowity powrót do czynnego życia”.
Oprócz instytucji państwowych, mówiono również o roli organizacji pozarządowych. Z dyskusji wynikało, iż mimo powszechnej wiedzy o istnieniu takich organizacji, niewiele osób miało z nimi styczność. Organizacjom pozarządowym zarzucano sporadyczny, akcyjny charakter działania. Przestrzegano, że szczególnie w środowisku wiejskim brakuje informacji o możliwości korzystania z pomocy takich organizacji. Według dr Gąciarz organizacje pozarządowe, ośrodki zdrowia, ośrodki pomocy społecznej i gminy powinny nawiązać współpracę i wspólnie rozwiązywać problemy niepełnosprawnych.
Problemem samych ludzi niepełnosprawnych jest ich niewiara we własne możliwości. Nieumiejętność podejmowania działania, wyczekiwanie na pomoc ze strony innych skazuje wielu z tych ludzi na życie na poziomie minimalnym. Jak słusznie zauważyła przedstawicielka Stowarzyszenia na rzecz Osób Chorych na Stwardnienie Rozsiane z Sopotu, takie bierne zachowanie często jest skutkiem nieodpowiedniej edukacji. Dzieci należy od małego uczyć aktywności, umiejętności radzenia sobie, pewności siebie, by w momencie znalezienia się w trudnej sytuacji - jaką jest niepełnosprawność nie zostać odsuniętym od normalnego życia społecznego.
Wyniki badania prezentowane podczas konferencji opublikowane zostały przez Instytut Spraw Publicznych w książce “Osoby niepełnosprawne w Polsce w latach dziewięćdziesiątych”.
Temat można skomentować na naszym forum (Kliknij tu)
Z porażeniem do wojska !?
Wpisany przez Lukasz S
Nie potrafi chodzić, zna tylko kilka słów. Od urodzenia cierpi na porażenie mózgowe. Wiadomo, że w wojsku nigdy nie będzie służył, mimo to zaświadczenie o jego chorobie komisji poborowej nie wystarczyło. Nie pomogła też wizyta matki chłopca - członkowie komisji chcieli się naocznie przekonać, na co choruje Tomasz. Tomasz, jak każdy młody mężczyzna, dostał wezwanie do stawienia się przed komisją kwalifikacyjną do odbycia służby wojskowej. Wezwanie odebrali rodzice, którzy opiekują się niepełnosprawnym synem. W wyznaczonym terminie przed komisją stanęła matka chłopca. Przedstawiła lekarzom dokumenty potwierdzające chorobę syna - orzeczenie o niepełnosprawności oraz sądowe zaświadczenie o ubezwłasnowolnieniu.
Kadr z materiału filmowego TVN24 . Sparaliżowany Tomasz po lewej .
"Potrzebne jest rozpoznanie"
To jednak nie wystarczyło. Członkowie komisji zażądali dokumentacji medycznej, bo symbole na orzeczeniu o niepełnosprawności im nic nie mówiły. Dlatego zażądali, by Tomasz przybył osobiście. - Potrzebne jest rozpoznanie, co spowodowało tę niepełnosprawność. Bo może mieć kategorię "D", a może mieć kategorię "E" - tłumaczy jeden z lekarzy.
"Niech sobie komisja zejdzie i poogląda"
Problem w tym, że Tomasz jest przykuty do wózka inwalidzkiego, w dodatku boi się opuszczać dom. Nie było jednak innego wyjścia i rodzice musieli go zawieźć przed komisję. Na miejscu okazało się, że w budynku nie ma ani windy, ani podjazdu. Chłopca trzeba by było wnosić na piętro po schodach. A na to już jego rodzice nie mieli sił. - Powiedziałem żonie, żeby szanowna komisja zeszła sobie na dół, jak chcą sobie pooglądać ten dowód rzeczowy, który żeśmy przywieźli - syna, no to niech sobie zejdą i pooglądają - wspomina ojciec Tomasza.
A jednak żołnierzem nie zostanie
Lekarze rzeczywiście wyszli przed budynek i zgodnie przyznali Tomaszowi kategorię "E". - My uważamy, że zrobiliśmy swoje. Wszystko, jak należy - mówi jeden z członków komisji. Ale rodzice chłopca są przekonani, że postępowanie komisji to zwykła biurokracja. - No, miałam takie odczucie jakiegoś takiego podejścia do człowieka… niehumanitarnego - wzdycha matka Tomasza.
Źródło: Portal TVN24
Fot.: kadr filmowy TVN24
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Rodzice-w-szoku-ksieza-biora-pieniadze-od-dzieci,wid,11128590,wiadomosc.html?ticaid=180cd
Wielu rodziców jest oburzonych zachowaniem księży, którzy zbierają pieniądze od dzieci przystępujących do pierwszej komunii świętej. – Podczas mszy z okazji białego tygodnia ksiądz kazał dzieciom włożyć do koperty część banknotów, które otrzymały od rodziny. I ma być tyle, by starczyło na chleb i składniki do niego – pisze Internauta WP o nicku Gość. Zdaniem niektórych rodziców podarowane w ten sposób pieniądze czasem idą na pomoc dzieciom z krajów Trzeciego Świata.
Wśród Internautów rozgorzała dyskusja po opublikowaniu informacji z "Gazety Lubuskiej" o ofierze, którą maluchy miały dać z pieniędzy podarowanych przez rodzinę. Dzieci otrzymały od księdza kopertę ze swoimi danymi i instrukcję, że każdy ma tam włożyć część pieniędzy, które dostał od bliskich. Jeszcze przed uroczystością dzieci miały złożyć się „na kościół” po 40 zł.
Dziesięć złotych ofiary...
Internauta o nicku obserwator pisze, że podobne praktyki ksiądz w jednej z parafii w woj. pomorskim stosuje od lat. Mówi przy tym dzieciom przystępującym do komunii, żeby kwot nie konsultowali z rodzicami, ale z własnym sumieniem i Bogiem. Zbiórkę uzasadnia bowiem chęcią pomocy dzieciom z innych regionów świata. Jeden z księży z Poznania, który prosił o nieujawnianie nazwiska, pytany o to, czy zbiórka pieniędzy od maluchów komunijnych na pomoc innym dzieciom jest w kościołach częstym zwyczajem, odpowiada, że nic mu na ten temat nie wiadomo. – W parafii, w której pracuję obecnie, ani w żadnej z tych, w których pracowałem, nie było takiego zwyczaju. Dzieci co najwyżej zbierały pieniądze w Wielkim Poście dla swoich rówieśników z krajów Trzeciego Świata – tłumaczy.
Zdaniem King to żadna nowość, że księża zbierają pieniądze od dzieci. W zeszłym roku, kiedy jej córka przystępowała do Pierwszej Komunii, procedura była podobna. Tylko tyle, że tam pieniądze były przekazane jako prezent od Polskich dzieci dzieciom, którym pomagają placówki misyjne w Afryce. Podobna akcja prowadzona jest w parafii już od kilku lat. Pozytywne doświadczenia ma również Matka. Od lat, pisze Internautka, jest zwyczajem komunijnym, że maluchy dzielą się z dziećmi z krajów Trzeciego Świata swoimi otrzymanymi w darze pieniędzmi. Są to zwykle maleńkie sumy, w zależności od tego, ile kto chce dać. Najczęściej 10 zł.
Zdaniem Zgreda taki sposób dzielenia się z innymi procentuje na przyszłość. Zwraca się do jednego z Internautów: „Może jak się zestarzejesz, to ci pomogą. Jeśli ich nie nauczysz, to każą ci radzić sobie samemu, albo za wszystko będziesz musiał płacić sam. Co wtedy, jeśli nie będziesz miał z czego? Może zaczniesz się modlić, kto wie…”.
Koperty z nazwiskami
Z licznych komentarzy Internautów wynika, że nie wszystkie „zbiórki” przeznaczane są na pomoc potrzebującym. Ironman pisze, że w jego miejscowości, podobnie jak w woj. lubuskim, dzieci oddają księżom pieniądze, które dostały w prezencie i z których się cieszą: „Proszę wytłumaczyć to dziecku. Niektóre rodziny są ubogie i dostaną takie pieniądze na prezenty dla dziecka, to co, mają oddać? U nas się nie przelewa, znamy wartość pieniądza, więc nie poślę dziecka z kopertą do kościoła. To wstyd, aby taki temat w ogóle był rozważany”.
Mario pisze, że w mieście koło Jeleniej Góry takie praktyki w kościele stosowane są od dawna. „W Działdowie też tak jest!” – pisze ewka. Wspomina, że na komunię ksiądz dał dzieciom koperty z nazwiskami. Jedną sama widziała u chrześniaka. W Gorzowie Wielkopolskim, pisze Slavek66, takie praktyki stosowane były już w ubiegłym roku. Nie kryje przy tym niechęci do zachowania kleryków: „Za pogrzeb swojej matki zapłaciłem 400 zł, za mszę 150 zł, 200zł wziął organista za granie i śpiewanie, a kościelny za odpalanie świec – 100 zł. Na koniec je zgasił i ksiądz nie czuł wstydu, kiedy brał te pieniądze. Nie ważne, że byłem w długach po uszy po wyczerpującej chorobie mojej mamy”.
Yolanta pisze, że w Tarnowskich Górach 10 maja br. było podobnie. „Ofiara na Kościół od maluchów przyjmujących Pierwszą Komunię Świętą mogła mieć inną formę i szczytny cel (np. paczka dla biednych), bo ofiary zbierane od wiernych uczestniczących we mszy i tak były obfite. Pozostał niesmak i obraz pazerności kleru. Z dobrowolnością datków i intencją, jakiej powinny przyświecać nauki Kościoła, te koperty nie miały nic wspólnego”.
Zdecydowanie bardziej pozytywne doświadczenia w związku z komunijnymi datkami mają rodzice dzieci przebywających za granicą. Ewelina pisze, że jej syn w tym roku przystąpił do Pierwszej Komunii, ale nie w Polsce, tylko w Austrii. Dzieci nie miały stresu – nawet do spowiedzi nie szły – a ją Komunia kosztowała tylko tyle, ile poczęstunek dla gości w domu. Po zakończonej ceremonii ksiądz zapraszał wszystkich na salę, częstując tam białym i czerwonym winem: „Jestem bardzo zadowolona z takiej komunii. Nie było żadnych cyrków, zbiórek pieniędzy czy szycia ubrań. W przyszłym roku drugi syn idzie do komunii. I też w Austrii”
Anna Kalocińska (Sztandera)
Temat można skometować na naszym forum (Kliknij tu)
26-05-2009
PROSTO Z POLSKI
Równe i tajne wybory? Nie dla niewidomych
Zbliżające się wybory do europarlamentu nie cieszą się wśród Polaków zainteresowaniem, a specjaliści szacują, że frekwencja będzie żałośnie niska. Jacek Zadrożny bardzo chce zagłosować, tylko że jako niewidomy ze...czytaj dalej »
Temat można skomentować na naszym forum (Kliknij tu)
Polacy wydają miliony na zagraniczne wojaże posłów
Królem parlamentarnych turystów jest poseł SLD Tadeusz Iwiński.
Podróże posłów w 2008 roku kosztowały Polaków 4 mln złotych. Na jednego parlamentarzystę - podróżnika wydaliśmy średnio ponad 12 tysięcy złotych. W ciągu trwającej kadencji posłowie wyjeżdżali za granicę ponad czterysta razy do prawie czterdziestu krajów - informuje Money.pl.
Wspomniany poseł lewicy poza Polskę na koszt podatnika wyjechał aż 47 razy. Z piętnastu państw najczęściej do Francji (13 razy) i Rosji (5 razy).
Po co jeździł?
Poseł Lewicy podczas wyjazdów uczestniczył m.in. w pracach Komisji ds. Politycznych, Komisji ds. Migracji, Uchodźców i Populacji, a także w seminarium poświęconym walce z AIDS w Wiedniu - tłumaczy portal.
Na podróże 316 posłów Kancelaria Sejmu wydawała (średnio) każdego dnia 7,3 tys. złotych.
Pierwsza 10 parlamentarzystów w wojażach:
1. Tadeusz Iwiński (Lewica) 47 razy
2. Danuta Jazłowiecka (PO) 34 razy
3. Andrzej Gałażewski (PO) 26 razy
4. Joanna Senyszyn (Lewica) 25 razy
5. Andrzej Grzyb (PSL) 23 razy
6. Dariusz Lipiński (PO), Jan Rzymełka (PO), Karol Karski (PiS) 20 razy
7. Krzysztof Lisek (PO) 19 razy
8. Paweł Kowal (PiS), Paweł Zalewski (niezrzeszony) 18 razy
9. Paweł Poncyliusz (PiS) 17 razy
10. Bronisław Komorowski (PO), Marek Wikiński (Lewica), Mirosława Nykiel (PO) 16 razy
JS
Wiadomość pochodzi z
http://z1.sfora.pl/sfr260/f41ba1dd002ae95a4a7c5e54
Temat można skomentować na naszym forum (Kliknij tu)